Homilia wygłoszona w czasie nabożeństwa fatimskiego, 1 sierpnia 2020 roku w Miejscu Piastowym
Te polskie sierpnie
historię zdobią wdziękiem.
Są, jakbyś (swą) dziewczynę wziął za rękę
i poszedł z nią
na zbiórkę do Powstania.
Te nasze sierpnie – są tylko do kochania!
Nas pieśni sierpnia
do czynów porywają!
Na świecie nigdzie słów takich nie znają,
a my w plecakach
swych, porozrywanych -
nosimy wciąż zwycięstwa zakochanych.
I ciągle palce
wznosimy do nieba.
I najsilniejszych umiemy się nie bać!
My solidarni -
nie do paktowania!
Nas nie uczono wrogom w pas się kłaniać!
Zwycięskie szarże,
dramatyczne boje.
Z tobą, mój sierpniu wrogów się nie boję!
Bo wiem, że Cud
nad Wisłą już się zdarzył!
W tych naszych sierpniach - zawsze nam do twarzy.
I choćby nawet
przyszło drogo płacić -
ostatni los rzucimy niebogaci
na stos, na szaniec,
na ostatnią kartę.
Zagramy o to, co dla nas jest warte!
Te polskie sierpnie
i wszystko, co się stało -
to nasza pieśń, co zawsze będzie chwałą!
I choćby ktoś
rachunek chciał wypisać -
my zapłacimy – Jutro!… a może dzisiaj!
(Marek Gajowniczek, Te polskie sierpnie...)
Wstęp
Drodzy Bracia i Siostry! Spotykamy się na naszej modlitwie w niezwykłym czasie. Sierpień to dla Polaków heroiczna pora. Myślisz „sierpień” i natychmiast przywołujesz na pamięć Bitwę Warszawską z 15 sierpnia 1920 roku, której mija w tym roku 100 rocznica, wspominasz Powstanie Warszawskie z 1 sierpnia 1944, które wybuchło dokładnie 76 lat temu i biegniesz myślą do „Porozumień Sierpniowych” z 1980, sprzed lat czterdziestu. Stąd dziś obecność ludzi solidarności, ludzi świata pracy.
Te wymienione przeze mnie historyczne zdarzenia to bohaterska strona sierpnia.
Taki jest kontekst naszego spotkania. To kolejne, sierpniowe nabożeństwo fatimskie, w czasie którego modlimy się, czyniąc pokutę. Odprawiamy Najświętszą Ofiarę, odmawiamy różaniec i próbujemy odczytać przesłanie sierpniowego, czwartego objawienia z 1917 roku.
Wszystkie te wydarzenia, te z historii naszej ojczyzny i to z historii Kościoła, jakim jest Fatima i jej przesłanie, mają dwa wspólne elementy:
- obecność Maryi oraz
- wiara i działanie zwykłych, prostych ludzi.
Przyjrzyjmy się temu.
1. Obecność Maryi
15 sierpnia 1920 roku zdarzył się cud. Na znanym obrazie Jerzego Kossaka „Cud nad Wisłą”, ponad żołnierzami polskiego wojska broniącego przyczółków Warszawy przed bolszewicką nawałą, jaśnieje postać Matki Boskiej, trzymającej połamane strzały. To Ona przyszła z pomocą. Matka, która pojawia się zawsze, kiedy świat jest zagrożony. Nie tylko zewnętrzną niewolą, ale o wiele groźniejszym zniewoleniem serc i umysłów, ze strony wrogich Bogu i Kościołowi ideologii, szatańskich walk o człowieka i jego serce, którego jesteśmy nie tylko świadkami, ale i uczestnikami także w naszych czasach. Kiedy świat jest zagrożony, Ona jako pierwsza jest gotowa do obrony. Niepokalana, która jest na pierwszej linii frontu. Gotowa bronić swoich dzieci przed złem. Prości pastuszkowie w Fatimie, widzieli Ją przy każdym objawieniu, jako Panią przychodzącą w światłości. Także tysiące prostych ludzi, których wiara przyprowadziła do Cova da Iria, doliny objawień, w październiku 1917 roku ujrzeli „cud słońca”.
Trzy lata później, Matka przychodzi z pomocą Polakom, walczącym nie tylko o wolność, ale i o chrześcijańską przyszłość Europy, ratując ją od czerwonej, bolszewickiej zarazy. Do dziś zachowały się relacje świadków, którzy widzieli 15 sierpnia 1920 r. taką właśnie, świetlistą postać na niebie. Jeńcy-Rosjanie otwarcie przyznawali, że ukazanie się Bogurodzicy było przyczyną ucieczki z pola walki. „Was się nie boimy, ale z Nią walczyć nie będziemy!" - mówili.
W Fatimie, Matka Boża prosi o odmawianie różańca. On niejednemu uratował życie. Piękna jest historia polskiego żołnierza, walczącego latem 1920 roku z Armią Czerwoną.
Młody Wojciech Leski, był prostym żołnierzem, jak tysiące innych, wierzących, że to ich obowiązek wobec Boga i Ojczyzny, wobec rodzin i bliskich, walczyć o wolność, dopiero co odrodzonej Polski.
Kiedy doszło do natarcia bolszewików, walczył w jednym z okopów. Towarzyszył mu huk dział, salwy karabinów, wyrzucane w powietrze przez pociski grudy ziemi, dym zasnuwający pola. Ale nie tylko. Towarzyszyły mu również wiara i nadzieja, których wyrazem był różaniec w jego dłoni. Drewniane koraliki, połączone łańcuszkiem, bardzo często przesuwały się między jego palcami. Czy koledzy z oddziału rozumieli to? Czy traktowali z szacunkiem, czy raczej z pobłażaniem? A może bardziej doświadczeni żołnierze patrzyli wręcz z politowaniem, biorąc modlitwę za oznakę lęku młodego żołnierza? Ilu z nich przeżyło, a ilu znalazło się wśród czterech i pół tysiąca zabitych lub dziesięciu tysięcy zaginionych? Bo przecież taki był po stronie polskiej tragiczny bilans tej zwycięskiej bitwy.
Jednak młody chłopak, gdy ruszało sowieckie natarcie, po prostu z całych sił starał się powierzyć Matce Boskiej. Czy miało to sens? Cóż mógł sprawić ten drobny różaniec przeciwko wielkiej armii, przeciwko kulom, wybuchom, przeciwko nienawiści, bólowi i osuwającej się do okopów ziemi? A jednak łaska Pańska potrafi się objawić w różny sposób.
Gdy już ucichły odgłosy bitwy, gdy wojska bolszewickie wycofywały się w popłochu, ścigane przez armię polską na obrzeżach Warszawy, ból i łzy mieszały się z radością. Zwycięstwo było dla wszystkich zaskoczeniem. Kiedy jednak zdolni do dalszej walki żołnierze ruszyli do kontrofensywy, na polu bitwy zostali zabici i ranni, ukazujący cenę, jaką przyszło zapłacić za wolność.
Służby sanitarne długo przeszukiwały teren walki, znosząc tych, którym można było jeszcze pomóc. Grupa sanitariuszy szła powoli wzdłuż linii prawie zasypanych już okopów. Byli zmęczeni. Może wracali już, aby odpocząć, albo szli w miejsce, gdzie można było znaleźć jeszcze rannych. Wreszcie skończyli sprawdzanie tego odcinka. Nie pozostał nikt, komu byliby potrzebni. Nawet ciała zabitych w dużej części były już wywiezione. Nagle jeden z sanitariuszy przystanął, dostrzegając leżący na ziemi, częściowo przysypany, drewniany różaniec. Zrozumiał, że jest to pamiątka po jednym z tysięcy żołnierzy. Schylił się, aby go wziąć, jednak ten zahaczył się o coś i nie dawał się podnieść. Gdy mężczyzna szarpnął mocniej, spod ziemi ukazała się zaciśnięta na owym różańcu dłoń. Kiedy sanitariusz jej dotknął, z zaskoczeniem stwierdził, że jeszcze jest ciepła.
Wszyscy rzucili się pośpiesznie rozgrzebywać ziemię rękoma, aby po chwili wydobyć z niej nieprzytomnego młodego żołnierza. Nikt nie spodziewał się go tutaj znaleźć, a jednak… Nie wiadomo, ile dokładnie leżał przysypany osuwającą się pod wpływem wybuchu ziemią. W ten właśnie sposób Wojtek Leski ocalał. Temu człowiekowi różaniec w sposób dosłowny uratował życia, ale my wszyscy potrzebujemy znaków obecności Maryi w naszym życiu. Jej wizerunku, jej figury, jej różańca.
Maryja była także z Warszawskimi Powstańcami. W dniu Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, 15 sierpnia 1944 roku, Irena Pokrzywnicka, młoda dziewczyna z AK, słuchała kazania ks. kapelana Apolinarego Leśniewskiego ps. „Maron”. Nie wiemy co dokładnie mówił wtedy nauczyciel i późniejszy przyjaciel ks. kard. Stefana Wyszyńskiego. Z relacji wiemy tylko, że było to płomienne przemówienie o Maryi Królowej Polski. Ks. „Maron” zwrócił też uwagę na brak religijnego obrazu - symbolu dla żołnierzy Armii Krajowej. I wtedy Irena Pokrzywnicka, w pracowni przy Wilczej, w warunkach ostrzału i bombardowań, rozpoczęła pracę nad swoim najważniejszym obrazem w życiu - „Matka Boska AK”.
Za linią frontu Niemcy ustawili specjalne kratownice. To wyrzutnie rakiet znane wśród Powstańców, jako „szafy” lub „krowy”. Irena Pokrzywnicka właśnie malowała swój obraz. W pewnym momencie, jedna z takich rakiet uderzyła w pracownię. Sufit pomieszczenia zawalił się raniąc malarkę, ale ta wyszła cała spod zawaliska. Żadnego ubytku nie doznał także obraz.
Kilka dni po święcie Wniebowzięcia NMP obraz został poświęcony przez księdza „Moryna” i ustawiony na ołtarzu polowym w kinie przy Marszałkowskiej. Wzruszenie udzielało się wszystkim obecnym. Zainspirowana malarka wydała drukiem święte obrazki z wizerunkiem „Matki Boskiej AK”. Na awersie podkolorowana ręcznie kopia obrazu, na rewersie powstańcza modlitwa. Z różnych relacji wiadomo, że wydrukowano ok. 4 tys. takich kartoników. Większość rozdano wśród żołnierzy i ludności cywilnej.
Kiedy nadchodzi koniec Powstania, 5 października, ks. „Maron” odprawia ostatnią Mszę Świętą dla dowództwa i żołnierzy. Potem chowa obraz wśród rzeczy we własnym mieszkaniu i wychodzi z Warszawy wraz z polskim wojskiem. Na początku 1945 roku wraca do miasta. Nie znajduje nic – wszystko rozkradzione. Została tylko jedna rzecz... obraz „Matki Boskiej AK”.
Jest także inny maryjny obraz. W 1984 r. artysta z Podlasia – malarz Artur Chaciej wykonał obraz nazwany „Matką Boską Robotników Solidarności”. Obraz ten ma niezwykłą historię.
Powstał z inicjatywy ówczesnego przewodniczącego podziemnego Zarządu Regionu w Białymstoku. Obraz wykonano w trzech kopiach różnej wielkości. Najmniejszy z nich otrzymał na własność bł. ks. Jerzy Popiełuszko i w prywatnej rozmowie stwierdził, że dla niego jest to „Matka Boska Solidarności”. Związkowcy z podlaskiej „Solidarności” największy z obrazów przekazali podczas II Pielgrzymki Ludzi Pracy na Jasną Górę w 1984 r. jako symbol spotkań u stóp Czarnej Madonny. W obawie przed represjami ze strony SB, przewieziono go pod osłoną innego obrazu z wizerunkiem świętego. Robotnicy chcieli, by umieszczona na tle biało-czerwonej flagi Matka Boska Częstochowska nosiła nazwę „Solidarności”. Obraz przez kilka lat był przechowywany na Jasnej Górze, by potem towarzyszyć kolejnym regionom w Pielgrzymkach Ludzi Pracy.
Drodzy Bracia i Siostry! Mówią o tym dlatego, że w niezwykły sposób łączy się to z tajemnicą czwartego, sierpniowego objawienia w Fatimie. Kiedy dzieci ujrzały Maryję Łucja zapytała Ją:
- Co mamy robić z pieniędzmi, które ludzie zostawiają w Cova da Iria?
Maryja jej odpowiedziała:
- Zróbcie dwa przenośne ołtarzyki. Jeden będziesz nosiła ty z Hiacyntą i dwie inne dziewczynki ubrane na biało, drugi niech nosi Franciszek i trzech chłopczyków. Pieniądze, które ofiarują na te ołtarzyki, są przeznaczone na święto Matki Boskiej Różańcowej, a reszta na budowę kaplicy, która ma tutaj powstać.
Sama Matka Boża chciała, by zewnętrzne znaki kultu, przypominały ludziom o obecności w ich życiu Boga, aby były świadectwem tej obecności i wezwaniem do nawrócenia serca. Musimy to dobrze dziś odczytać i zrozumieć.
W sierpniu, objawienie nie miało miejsca, jak w poprzednie miesiące 13., ale 19. dnia miesiąca. Dzieci bowiem, w drodze na miejsce spotkania z Fatimską Panią zostały aresztowane i były przetrzymywane przez kilka dni. Szatan bardzo się starał, aby przerwać to wielkie dzieło, aby je zniszczyć. Zaczął szaleć, aby przeszkodzić Matce Bożej i dzieciom w spotkaniu. Bardzo go bolały słowa, o tym, że „Niepokalane Serce zatryumfuje”!
Dzisiaj też szatan bardzo pracuje, aby przy pomocy swoich akolitów obrzydzić to co święte. Jeśli Maryja wskazuje na obecność Boga i swoją w świętych znakach, szatan wyje i nakłania ludzi do beszczeszczenia tego co święte. Jesteśmy coraz częściej świadkami profanowania tego co święte. We Francji podpalane są kościoły, a u nas szarga się świętości, niszczy i profanuje święte dla katolików symbole i znaki kultu. Przed kilkoma dniami byliśmy w stolicy świadkami profanacji figury Chrystusa „Sursum corda” przy Krakowskim Przedmieściu, figury Zbawiciela dźwigającego krzyż, która stała się symbolem nadziei między innymi w najtrudniejszych dniach Powstania Warszawskiego.
Nie tak dawno odgrażano się, że z Giewontu zniknie krzyż. Czy mogliśmy się spodziewać, że tak bardzo aktualne staną się w naszych dniach słowa Jana Pawła z pielgrzymki w 1997 roku, wypowiedziane właśnie pod Giewontem: „Brońcie krzyża, nie pozwólcie, aby Imię Boże było obrażane w waszych sercach, w życiu społecznym czy rodzinnym” (jan Paweł II, Zakopane, 6 czerwca 1997).
Drodzy Siostry i Bracia! Trzeba nam bronić religijnych symboli, nosić je z godnością, nie dla ozdoby, ale jako znaki wiary, trzeba dbać o przydrożne kapliczki i krzyże, zawieszać w domach krzyże i święte wizerunki, zamiast pięknych pejzaży i nie mających nic wspólnego z wiarą, a czasem i jej przeciwnych symbolów i znaków, przywożonych z choćby najpiękniejszych zakątków świata.
Bóg i Jego Matka chcą być obecni wśród nas, w naszym życiu codziennym także w świętych znakach. To nasze wyznanie wiary. Szatan to wie i dlatego z taką wściekłością niszczy i profanuje te święte symbole naszej wiary. Nie pozwólmy na to!
2. Zwykli prości ludzie
Drugim wspólnym elementem wydarzeń w Fatimie, Bitwy z 1920 roku, Powstania Warszawskiego i zrywu „Solidarności”, było to, że dokonywało się to za pomocą zwykłych, prostych ludzi.
Maryja wybrała małe dzieci, prostych pastuszków, aby przekazać im wielkie tajemnice naszej wiary, aby uczynić ich apostołami, wzywającymi do modlitwy i pokuty.
Armia organizowana w 1920 roku, składała się głównie z ochotników, prostych żołnierzy, którzy rekrutowali się z mieszkańców miast i wsi, by walczyć o naszą wolność. Naród spieszył z pomocą, niósł pomoc, w organizacji tej kompanii polskiej Armii Ochotniczej. W marcu 1920 roku Katolicki Związek Kobiet Polskich napisał list do arcybiskupa warszawskiego Aleksandra Kakowskiego, w którym zaproponował pomoc w szyciu bielizny dla żołnierzy. A potem oni szli i oddawali życie, nie bacząc na cenę tej ofiary.
W Powstaniu udział brał kwiat polskiej młodzieży, ochotnicy, którzy nie mieli wojskowego doświadczenia, dzieci i młodzież, uczniowie, studenci, robotnicy, którzy szli do walki ze śpiewem: „Warszawskie dzieci, pójdziemy w bój, Za każdy kamień Twój, Stolico, damy krew!”.
A wielki zryw Solidarności nie byłby możliwy bez tysięcy robotników, którzy poczuli odpowiedzialność za losy ojczyzny. „Umowy gdańskie” pozostaną w dziejach Polski wyrazem tej właśnie narastającej świadomości ludzi pracy odnośnie do całego ładu społeczno-moralnego na polskiej ziemi. Sięgają one swą genezą do tragicznego grudnia 1970 roku. I pozostają wciąż zadaniem do spełnienia!”, jak przekonywał Jan Paweł II w Gdańsku w 1987 roku.
Co łączyło tych wszystkich zwykłych ludzi, bohaterów codzienności? Wielkie słowo i codzienne zadanie: poczucie solidarności, solidarność serc. Czym ona jest? Przychodzi nam z pomocą, niezapomniany ks. prof. Józef Tischner, który wiele o niej mówił. Między innymi na Wawelu tymi słowami: „Solidarność ma jeszcze jedną stronę: solidarności nie potrzeba narzucać człowiekowi z zewnątrz, przy użyciu przemocy. Ta cnota rodzi się sama, spontanicznie, z serca. Czy zmuszał ktoś Miłosiernego Samarytanina, aby pochylił się nad leżącym przy drodze rannym? Miłosierny Samarytanin poratował bliźniego, bo taka była jego dobra wola. Cnota solidarności jest wyrazem dobrej woli człowieka. W gruncie rzeczy wszyscy jesteśmy solidarni, bo wszyscy jesteśmy w głębi naszych dusz ludźmi dobrej woli. Solidarność rodzi się z dobrej woli i budzi w ludziach dobrą wolę. Ona jest jak ciepły promień słońca: gdziekolwiek się zatrzyma, pozostawia ciepło, które promieniuje dalej, bez przemocy. Jej chodzi tylko o jedno: aby jej nie stawiano przeszkód – głupich, bezsensownych przeszkód” (J. Tischner, Solidarność sumień, Kazanie na Wawelu, 19 października 1980).
Jakże to dzisiaj ważne słowa, kiedy próbuje się nas podzielić. Kiedy w pogardzie jest zwykły człowiek. Nie tak dawno próbowano powiedzieć, że tu na Podkarpaciu mieszkają ludzie zacofani, nieświatowi, próbowano powiedzieć, że to gorsza, nieoświecona część społeczeństwa, która dokonuje niewłaściwych wyborów. Próbowano opluć pracę rolnika i zakpić z prostych, dobrych, szlachetnych i wierzących ludzi.
Jakże nie przywołać w tym miejscu słów św. Jana Pawła II, który ostrzegał przed laty ludzi świata pracy w Gdańsku: „Jeden drugiego brzemiona noście” — to zwięzłe zdanie Apostoła jest inspiracją dla międzyludzkiej i społecznej solidarności. Solidarność — to znaczy: jeden i drugi, a skoro brzemię, to brzemię niesione razem, we wspólnocie. A więc nigdy: jeden przeciw drugiemu. Jedni przeciw drugim” (Jan Paweł II, Homilia w czasie Mszy św. odprawionej dla świata pracy, Gdańsk 12 czerwca 1987).
Nie wolno dać się podzielić i wmówić sobie, że Polska jest tylko dla niektórych. Ona jest naszą wspólną sprawą i wspólną ziemią. A chrześcijanie, poprzez swoja pracę, mają być jej światłem i solą, jak pisał Cyprian Kamil Norwid:
Bo nie jest światło, by pod korcem stało,
Ani sól ziemi do przypraw kuchennych,
Bo piękno na to jest, by zachwycało
Do pracy - praca, by się zmartwychwstało.
(C.K, Norwid, Promethidion. Rzecz w dwóch dialogach z epilogiem)
Także ludzką pracą, posłużył się Pan w dzisiejszej Ewangelii, aby dokonać cudu przemiany w Kanie Galilejskiej. Kazał sługom przynieść wodę w stągwiach. Takie to zwyczajne i proste. Ale posłużyło Bogu do dokonaniu cudu i objawienia chwały. Także nasza codzienna praca, jest takim noszeniem zwykłej wody, aż tak bardzo zwyczajne, że niekiedy wydaje nam się wręcz nieważne i prozaiczne, a nawet niepotrzebne. Tymczasem Bóg chce z tej naszej zwyczajności czynić rzeczy niezwykłe. Prosi nas byśmy nosili wodę naszej codzienności, naszych obowiązków, powołań i zadań. A to On czyni z tego rzeczy najlepsze i przemianie je i nas, w to co nas uświęca.
I jeszcze jedno, Jezus wcale nie posłużył się do uczynienia cudu przemiany, niezwykłymi naczyniami. Wykorzystał stągwie, przeznaczone, jak słyszeliśmy, do „żydowskich oczyszczeń”. Były to naczynia, nad którymi ludzie, wchodzący na ucztę obmywali sobie ręce, a wychodząc z niej, wyrzucali tam resztki pożywienia. Naczynia na to co brudne i zbędne.
Jezus na prośbę Matki, może także w naszym życiu, w miejscach brudnych i po ludzku niegodnych, czynić cuda, których się nawet nie spodziewamy.
Tylko jedno jest ważne, posłuszeństwo maryjnemu wezwaniu: „Zróbcie wszystko cokolwiek wam powie”.
Rozważając dziś wielkie wydarzenia z naszej historii i zwykłe zdarzenia z naszego życia zapytajmy samych siebie: Czy czynię wszystko co możliwe, aby mój dom był miejscem, w którym chroni się i czci święte znaki? Czy jest miejscem solidarności serc? Czy mój bliski, sąsiad, współpracownik, jest mi bratem, w relacjach z którym przyświeca mi wezwanie: „Jeden drugiego brzemiona noście”?
Prośmy dzisiaj Panią Fatimską o moc do takiej postawy, prośmy Matkę narodu naszego. Uczynią to w naszym imieniu przedstawiciele „Solidarności”, po Komunii świętej. Wołajmy wraz z nimi: Matko Świętej Nadziei! Pani Fatimska! Wskazuj nam zawsze, jak mamy służyć człowiekowi i bliźnim w naszym narodzie, jak prowadzić go na drogi zbawienia. Jak zabezpieczyć sprawiedliwość i pokój w świecie wciąż od wielu stron zagrożonym. Matko ucz nas jak bronić imienia Bożego i być solidarnym z drugim człowiekiem. Amen.